28 lipca, 5:28 rano
Ołówek zataczał owale, rysując główki papierowych ofiar.
Ołowiowy wkład cicho skrzypiał gwałcąc papier.
Kółko.
Kropka.
Kropka.
Łuk.
Stuk, wkład pękł.
Nosz ja pierdolę, ZNOWU?! Chłopak rzucił ołówkiem w ścianę. Pękł na pół.
-Chińskie gówno, ciągle się psuje- westchnął i sięgnął po nożyczki. Wyciął papierową pokrakę i powiesił ją za rączki do porcelanowego krzyża zabranego mamie.
I to był ten moment, kiedy nawet ciastka zdjęte grozą nie odważyły się pisnąć przed perspektywą zagłady.
Tulipany skoczyły z okna, a Banany przepraszały za bycie samozwańczymi Bananami, ale nikt nie twierdził, że nimi nie były. Czy nie?
Paperboy, bo tak jego świadomość, którą otrzymał w momencie samodestrukcji go nazwała, podniósł celulozowe powieki i uśmiechnął się na widok stwórcy.
Xavier, bo tak nazywał się stwórca, nie wiedział, że stworzył właśnie mały, odrębny świat, ba, nawet nowy wymiar, którego nie ogarnęliby nawet nawybitniejsi z wybitnych filozofów, fizyków, astrofizyków ani samozwańczych Bananów. Nawet gdyby mogli to ogarnąć, nie zdążyliby. Było już za późno na przemyślenia.
Papierowy mózg Paperboya pracował bardzo szybko. Właściwie całe istnienie wszechświata zamknęło się w jednej sekundzie jego przemyśleń. Gdy zobaczył nożyczki zakrwawione atramentem zdjętym z celulozy, nieświadomie zmienił bieg wydarzeń. Ale to tylko pogorszyło sprawę. A właściwie sprawy. Wszystkie.
Ziemia wywróciła się na drugą stronę, planety zmieniły się w doniczki petunii, a gwiazdy w latające lampki nocne, ludzi zaczęli drgać jak w jakimś glitchu w grze, jak w Metachaosie Bavari'ego, a Homestuck nieoczekiwanie zakończył się, a tego nikt się nie spodziewał, bo było to praktycznie i teoretycznie niemożliwe. Xavier myślał, że umarł, co w sumie było prawdą, biorąc pod uwagę faktyczny stan rzeczy, gdy zobaczył siebie zawieszonego w powietrzu przed oknem, zakrwawionego, z kilkunastoma rękami i drgającego spazmatycznie, próbując sobie coś przekazać. Nie był to bynajmniej najgorszy widok, jaki miał ujrzeć do końca rzeczywistości.
Ołówek zataczał owale, rysując główki papierowych ofiar.
Ołowiowy wkład cicho skrzypiał gwałcąc papier.
Kółko.
Kropka.
Kropka.
Łuk.
Stuk, wkład pękł.
Nosz ja pierdolę, ZNOWU?! Chłopak rzucił ołówkiem w ścianę. Pękł na pół.
-Chińskie gówno, ciągle się psuje- westchnął i sięgnął po nożyczki. Wyciął papierową pokrakę i powiesił ją za rączki do porcelanowego krzyża zabranego mamie.
I to był ten moment, kiedy nawet ciastka zdjęte grozą nie odważyły się pisnąć przed perspektywą zagłady.
Tulipany skoczyły z okna, a Banany przepraszały za bycie samozwańczymi Bananami, ale nikt nie twierdził, że nimi nie były. Czy nie?
Paperboy, bo tak jego świadomość, którą otrzymał w momencie samodestrukcji go nazwała, podniósł celulozowe powieki i uśmiechnął się na widok stwórcy.
Xavier, bo tak nazywał się stwórca, nie wiedział, że stworzył właśnie mały, odrębny świat, ba, nawet nowy wymiar, którego nie ogarnęliby nawet nawybitniejsi z wybitnych filozofów, fizyków, astrofizyków ani samozwańczych Bananów. Nawet gdyby mogli to ogarnąć, nie zdążyliby. Było już za późno na przemyślenia.
Papierowy mózg Paperboya pracował bardzo szybko. Właściwie całe istnienie wszechświata zamknęło się w jednej sekundzie jego przemyśleń. Gdy zobaczył nożyczki zakrwawione atramentem zdjętym z celulozy, nieświadomie zmienił bieg wydarzeń. Ale to tylko pogorszyło sprawę. A właściwie sprawy. Wszystkie.
Ziemia wywróciła się na drugą stronę, planety zmieniły się w doniczki petunii, a gwiazdy w latające lampki nocne, ludzi zaczęli drgać jak w jakimś glitchu w grze, jak w Metachaosie Bavari'ego, a Homestuck nieoczekiwanie zakończył się, a tego nikt się nie spodziewał, bo było to praktycznie i teoretycznie niemożliwe. Xavier myślał, że umarł, co w sumie było prawdą, biorąc pod uwagę faktyczny stan rzeczy, gdy zobaczył siebie zawieszonego w powietrzu przed oknem, zakrwawionego, z kilkunastoma rękami i drgającego spazmatycznie, próbując sobie coś przekazać. Nie był to bynajmniej najgorszy widok, jaki miał ujrzeć do końca rzeczywistości.
Ogarniam mniej, niż połowę, ale i tak jest świetne.
OdpowiedzUsuńSamozwańcze banany, buahahah. xD
Może to Ty jesteś samozwańczym bananem?
UsuńNie zmuszaj Księżyca do upadku, obrazi się.